Rowerowi aktywiści dwoją się i troją żeby przekonać nas, że rower w zimie to wspaniały środek komunikacji.
Że mróz, deszcz i wiatr to nic takiego, żebyśmy nie byli mięczakami bo trochę zmoknąć czy zmarznąć to nawet zdrowo. Wywalić się na lodzie też zdrowo, koniecznie bez kasku.
Nie ma dnia by na profilach aktywistów nie pojawiły się zdjęcia i videa z Holandii czy Norwegii na których dzielni cykliści pedałują i w nosie mają mróz i śnieg.
Oni mogą? My też możemy! Zapytaj tych dzielnych cyklistów z Holandii jaki mają wybór po 50-ciu latach zwężania dróg, likwidowania parkingów, przebudowy miast pod rowery i wojny z kierowcami.
Pomijam że w Amsterdamie zimą jest tak z 10 stopni cieplej, drobny szczególik jakimi aktwiści mało się przejmują.
Dla normalnych ludzi rower w zimie to kompletny idiotyzm. Dlaczego więc jest to tak ważne dla zielonych ideologów? Dlaczego poświęcają temu tak wiele uwagi?
Głównie dlatego, że to nieuniknione. Oni zdają sobie sprawę że do roweru w zimie nas prędzej czy później zmuszą.
Fajnie żeby część z nas przesiadła się po dobroci.
Przekonać zanim nas zmuszą
Ekolodzy mówią jasno i bez owijania w bawełnę: żeby obniżyć emisje konieczne jest obniżenie konsumpcji. Mówiąc prościej musimy obniżyć nasz standard życia.
Samochód – oprócz spalania energii (prąd, paliwa) jedzenia mięsa, kupowania ubrań czy wakacji to jeden z obszarów, gdzie ma nastąpić obniżenie naszej konsumpcji.
Samochody mają więc zostać zastąpione przez rowery.
Cel ten osiągnięty zostanie poprzez uczynienie auta nieosiągalnym dla szarego człowieka i niemożliwym do utrzymania.
Idealnym sposobem jest elektryfikacja aut która podnosi ich cenę. Do tego dochodzi uniemożliwienie korzystania ze starszych aut poprzez normy emisji i podatki.
Innym sposobem jest utrudnianie korzystania z aut – strefy czystego transportu, płatnego parkowania, słupki, likwidowanie miejsc parkingowych, zwężanie dróg, ograniczenie prędkości do 30km/h i tym podobne rzeczy.
Oczywistym jest, że próba przesadzenia nas z aut na rowery spotka się ze sprzeciwem społecznym. Powstanie polityczny koszt – klimatyści mogą utracić poparcie i władzę.
Dlatego tak ważne jest wmówienie nam, że lubimy jeździć na rowerze w zimie i że jest to super. Bo wiedzą że i tak nas do tego zmuszą.
Jest to perfidne bo samochód to jedyny luksus pracującego szaraka. W imię „ratowania planety” luksus ten zostanie nam odebrany.
Oczywiście nikt nie zabroni – po prostu stopniowo przestanie nas być stać.
Sezonowość infrastruktury rowerowej – sól w oku aktywistów
Infrastruktura rowerowa jest sezonowa. Jeździmy w lecie, co bardziej zapaleni rowerzyści jeżdżą trochę wiosną i jesienią. Pani posłanka Matysiak z Lewicy jeździć zaczyna w kwietniu, czym chwali się na Twitterze:
Rowerzyści znikają wraz z motocyklistami których jakoś nikt nie próbuje przekonywać żeby jeździli całorocznie.
W polskim klimacie rower nie jest jednak środkiem transportu dla mas bo być nim nie może – z powodu klimatu. Jest u nas za zimno, zbyt wietrznie, jest dużo złej pogody.
Mamy też szeroko rozlane miasta, bo u nas nie brakowało przestrzeni. W Holandii ziemię wydziera się morzu (26% powierzchni Holandii jest poniżej poziomu morza) poprzez tamy, kanały – dlatego ich miasta są gęste i zwarte.
Aktywiści dwoją się i troją by przekonywać że ruch rowerowy rośnie, robią pseudo badania gdzie prezentują dane z wybranych dni, zrobione przy odpowiedniej pogodzie.
Tak to się robi:
Ale jazdy w zimie nie są w stanie zakląć swą propagandą, bo każdy widzi puste ścieżki po których od czasu do czasu przejedzie opatulony jak bałwanek dostawca.
Niedługo my wszyscy mamy się stać takimi dostawcami.
Rower jest fajny w lecie – jako hobby. Klimatyści chcą by zastąpił samochód. Chcą wpędzić nas w tą niewygodę dla swoich wizji „ratowania planety”.
Twierdzą oni, że budowa infrastruktury rowerowej sprawi że ludzie będą jeździć w zimie. Jest to oczywista bzdura, wystarczy popatrzeć na ruch na istniejących ścieżkach rowerowych.
Za wzór stawiają nam oni Holandię, co jest nieporozumieniem – tutaj piszę dlaczego i co stało się w Holandii że żyją tak jak żyją. Ten sam scenariusz aktywiści próbują realizować w Polsce.
W rzeczywistości infrastruktura rowerowa to grube pieniądze wywalone na czyjeś hobby, infrastruktura która świeci pustkami przez większość roku.
Przy okazji budowy infrastruktury rowerowej zwęża się ulice i wprowadza utrudnienia dla kierowców, co jest bardzo na rękę dążącym do wyeliminowania aut aktywistom.
Motocykle i skutery to pojazdy tanie, mające wszystkie zalety roweru i korzystające z istniejącej infrastruktury. Po co więc przebudowywać miasta? Nie prościej promować skutery i motocykle?
Ekolodzy nabierają wody w usta. Bo motocykli i skuterów też chcą zabronić, tylko nieco później.
Miasta mają być przebudowane tak, by maksymalnie utrudnić korzystanie z aut. Dlatego ekolodzy unikają tematu motocykli, nawet elektrycznych. Nie pozwalają one nic ugrać w kwestii utrudnień dla kierowców.
Rower nie może się równać z samochodem, nie może go też zastąpić. Jesienią i zimą rower to surwiwal. Jest XXI-wszy wiek, naprawdę nikt nie musi walczyć z zimnem i deszczem.
Aktywiści wiedzą że większość z nas tak właśnie myśli i że dobrowolnie aut nie oddamy. Co proponują? Ano to:
Zepsuć samochód, to rower będzie atrakcyjny
Tutaj aż się prosi o mema, więc wrzucam:
O wprowadzeniu w miastach ograniczenia do 30km/h (dla dobra dzieci, niepełnosprawnych i seniorów oczywiście) napisałem całego posta, nie będę się powtarzał.
Spowolnienie aut, uniemożliwienie parkowania i zwężanie dróg by spotęgować korki to środki którymi aktywi chce sprawić by przesiadka na rower była łagodniejsza.
Maksymalne podniesienie kosztu i obniżenie wygody korzystania z aut ma sprawić że zamiana auta na rower stanie się czymś bardziej strawnym i mniej absurdalnym.
Rower jest zdrowy prawda?
Aktywiści mówią że może rower nie jest super wygodny, ale za to bardzo zdrowy. Zapobiegnie on otyłości, chorobom serca, poprawi samopoczucie, odciąży służbę zdrowia.
Dlatego warto budować ścieżki rowerowe, choć rowerem można się legalnie poruszać po niemal wszystkich ulicach miast.
Niestety jest to bujda na resorach. Rower spala ledwie 100 kilokalorii na godzinę więcej niż chodzenie. W jeździe po mieście jest to aktywność o bardzo małej intensywności.
Inaczej mówiąc rower to żadne ćwiczenie. Nie doprowadza ono naszego organizmu nigdzie w rejony które mogłby poprawić naszą wydolność czy kondycję – nie mówiąc o zdrowiu.
Sami eko-aktywiści przekonują że jadąc na rowerze do pracy nie spocisz się, więc nie ma obawy że będziesz smierdzieć. Doradzają jazdę w normalnych ubraniach jakie założylibyśmy nie jadąc rowerem.
Jeżeli się nie pocisz, to znaczy że twoje tętno wzrosło tylko minimalnie. Twój organizm nie zaczął nawet pracować na wyższych obrotach.
Pomijam fakt że współczesna nauka mówi że to ćwiczenia siłowe a nie kardio są kluczem do zachowania zdrowia.
Każdy kto kiedykolwiek próbował schudnąć wie, że nie ma takiej ilości ćwiczeń kardio które mogłyby zrównoważyć objadanie się.
Na nasze nieszczęście człowiek jest niesamowicie efektywny energetycznie. Na jednym pączku czy bananie przejedziesz rowerem dziesiątki kilometrów.
Jedyne co się osiąga robiąc kardio podczas próby chudnięcia to jeszcze większy głód. Spalane w ten sposób kalorie są zwykle niewarte wzmożonego apetytu.
Otyłość to głównie fatalna dieta, brak ruchu to tylko wisienka na torcie i wymuszone pedałowanie na rowerze w żaden istotny sposób tego nie zmieni.
Wszystkie rowerowe korzyści zdrowotne można włożyć między bajki i osiągnąć je idąć kawałek piechotą.
Są one niewarte wywracania naszego życia do góry nogami.
Uczynić z nas biedaków bez utraty władzy
Problem który tu opisuję jest szerszy. Ekologiczna lewica która rządzi dziś w UE i w Polsce musi zostać demokratycznie wybrana.
Obniżenie standardu życia z pewnością wywoła niezadowolenie. Zwłaszcza że jest to obniżenie celowe, dokonywane sztucznie i bez żadnych gospodarczych powodów.
To obniżenie standardu warto więc przedstawić ludziom jako ich własny dobrowolny wkład w „ratowanie planety”, jako ich własny wybór.
Tylko jeśli uwierzymy że rower w zimie, brak wakacji, mniej mięsa, mniej ubrań to nasze własne decyzje, będziemy dalej głosować na ekologów.
Albo raczej nie będziemy wywierać presji na umiarkowane partie (czyli z wyłączeniem szurów z prawa i lewa), by zdecydowanie odrzuciły ekologiczne postulaty na których dziś zarabiają darmowe głosy.
Bo głosują na nich ekolodzy, ale nie przestają głosować ich tradycyjni wyborcy. Są na plusie dzięki ekologii.
Partie głoszące ekologiczne postulaty muszą zacząć na nich tracić, wtedy się z nich wycofają. To jedyna nadzieja na zmianę.
Promocja jazdy rowerem w zimie to tylko część tej układanki która ma uczynić nas biedniejszymi bez konsekwencji politycznych dla ekologów.
To pranie mózgu jest na ręke nie tylko na poziomie UE, ale i na poziomie lokalnym.
Korki w miastach to efekt nieudolności lokalnych władz. Dziś władze te mówią że to celowe proekologiczne działanie. Jako receptę podają nam przesiadkę na rower lub do zatłoczonej i nieefektywnej komunikacji miejskiej.
Przyzwyczajanie nas do wizji jazdy rowerem w zimie czy w niekorzystnych warunkach atmosferycznych będzie przybierało na sile, bo z tej drogi nie ma odwrotu.
Prędzej czy później zostaniemy do tego zmuszeni w ramach obniżania naszego standardu życia. Propaganda ma na celu zmiękczenie sprzeciwu, złagodzenie kosztów.
Nie ma żadnych wątpliwości że większość z nas która jeździ dziś autami w niedługim czasie będzie jeździć na rowerach – całorocznie.
Wbrew naszej własnej woli, realizując scenariusze naprawiaczy świata i naszego życia wygodnie ulokowanych na wszelkich możliwych poziomach władzy.
Pedałując w zimowy poranek przy zacinającym deszczu ze śniegiem nie pytaj czyja to wina, bo to pytanie ma prostą odpowiedź.
Winni jesteśmy ty, ja i inni ludzie którzy dziś biernie pozwalają aktywistom realizować ich wizje.
To my ich wybieramy, to my pozwalamy im robić to co robią. I dostaniemy dokładnie to, na co zasłużyliśmy.