Samodzielna naprawa skutera – dlaczego warto, jak zacząć i dlaczego ci się uda

Uwaga na nową metodę oszustwa: “na mechanika”. Biorą kasę i nie naprawiają… a nie, tak po prostu wygląda ta branża mechaniczna, to jest nasza normalność.

Mechanicy to często ten sam kaliber naciągacza co firmy sprzedające emerytom garnki. Podobnie jak oszuści od garnków, ta branża także istnieje tylko dzięki słabości prawa które w wybranych sytuacjach pozwala na całkowicie bezkarne okradanie ludzi z kasy.

Oszukasz kogoś “na wnuczka” – przestępstwo. Wyłudzisz kasę za niewykonaną naprawę – nic się nie stało.

Kodeks karny, Art. 286

§ 1. Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Powyżej przykład tzw. „martwego prawa”. Gdyby go przestrzegać, to większość mechaników poszłaby siedzieć…

Dlaczego warto naprawiać samemu skuter / motocykl?

Wielu tutaj pewnie powie że przesadzam, że nie wszyscy są tacy źli itp. Może i mają rację. Ja za to mam moje traumatyczne doświadczenia z motoryzacyjną branżunią.

I chcę tych doświadczeń mieć jak najmniej – a już na pewno nie w ramach hobby jakim jest dla mnie skuter.

Moja pierwsza – i jedyna – wizyta w warsztacie motocyklowym przelała u mnie czarę goryczy. Czara ta była stopniowo napełniana przez warsztaty samochodowe.

Tak, w swojej naiwności liczyłem że z dwukołowcem będzie inaczej. Było tak samo jak w warsztatach samochodowych, klasyka wręcz.

Mam dość tłuczenia się z autem od warsztatu do warsztatu w nadziei że w końcu trafię na kogoś uczciwego. Nie jestem sknerą, nie targuję się, nie kręcę nosem że drogo. Zrobiłeś to płacę, wyszło coś ekstra – trudno, też płacę.

Niestety to nie wystarcza by zostać obsłużonym uczciwie.

Możliwe że miałem strasznego pecha i trafiłem na najgorszy warsztat motocyklowy w mieście.

Nie zamierzam testować kolejnych, zakładam że jest tak samo jak w przypadku warsztatów samochodowych.

Jeżeli ktoś bierze ode mnie kasę za przegląd i mój sprzęt wyjeżdża bez płynu chłodniczego i ze spaloną żarówką to jest oczywistym że mnie okradł.

Mam dwa dowody, że usługa nie została w ogóle wykonana, dwie oczywiste rzeczy które natychmiast wyszłyby nawet przy powierzchownym przeglądzie.

Ten scenariusz testowania warsztatów przerobiłem już z autem. Nie mam już nerwów na powtórkę ze skuterem.

Mechanik nie zrobił żadnego przeglądu, choć zapłaciłem za przegląd. Czyli standard jak w warsztatach samochodowych.

Za moje pieprzone sto siedemdziesiąt złotych temu cholernemu złodziejowi nie chciało się poświęcić pięciu minut na sprawdzenie podstawowych spraw.

Ja już nie mówię o faktycznym przeglądzie który powinien być zrobiony za moją kasę.

Światła, płyny, klocki – sprawdzenie tego to dla fachowca mniej niż minuta. Sam to mogę zrobić bez płacenia.

Niestety nawet tego minimum fachowiec z którym miałem nieprzyjemność nie miał czasu wykonać dla zachowania pozorów.

Ten przegląd istniał jedynie na fakturze której nigdy nie dostałem. Nieistniejące przeglądy i naprawy na nieistniejacych fakturach – piękne prawda? I w Polsce jak najbardziej prawdziwe.

Samochód czy dwukołowiec – uliczne zasady zawsze te same. Nie jestem święty, gdyby mi obniżyli cenę o VAT to ten układ byłby przynajmniej wzajemny. Albo żeby faktycznie było zrobione i to porządnie, bez ściemy. Wtedy mogę dać ten napiwek w postaci VAT-u który mechanik schowa do kieszeni.

Tak, uważam że tacy mechanicy to złodzieje, dziękuję za uwagę.

Niestety tak samo jak w warsztatach samochodowych gość wziął pieniądze za niewykonaną czynność.

Co ciekawe to choć nie sprawdził rzeczy podstawowych, wybrał sobie oczywiście kilka prostszych i bardziej opłacalnych drobiazgów, jakoś tam je zrobił i skasował jak za zboże.

Postawił też jedną mylną diagnozę i zaprosił na kolejną naprawę na którą już się nie pojawiłem bo okazała się niepotrzebna.

Z samochodem taka sytuacja powtarzała mi się w każdym nowym warsztacie, w każdym nowym mieście. Oczywiście w różnych wersjach.

Teraz widzę że czy to samochód, czy dwukołowiec – różne warsztaty, różne miasta, efekty te same. No w końcu ta sama branża to czemu tu się dziwić?

W przypadku samochodu teraz moja metoda jest taka, że jadę do ASO i robię pełną diagnostykę problemu który akurat mam.

Z diagnozą z ASO jadę do niezależnego warsztatu i wtedy być może coś tam zostanie zrobione. Wiem co jest do roboty, jakie części są do wymiany i ile one kosztują.

Bo jeśli pozwolisz ziomkowi z warsztatu robić “diagnostykę” to możliwe wyniki są dwa (raz trafił mi się wyjątek): wymieni ci pół auta co nie usunie awarii, albo weźmie kasę za “diagnostykę” poda jakąś losową usterkę, powie że tego nie robi i wyśle na drzewo (oczywiście za diagnostykę płacisz).

Przykład: auto wywala błąd, niezależny warsztat robi wszystkie proste naprawy, choć miał zająć się przede wszystkim błędem. Mówią że nie wiedzą co to, że muszą zacząć rozbierać silnik i wtedy być może się dowiedzą a być może nie – ale zapłacić muszę od godziny.

Ile godzin? Pan Bóg raczy wiedzieć.

No więc płacę za te inne proste rzeczy które zrobili i z nadal niesprawnym autem jadę do ASO.

Tam za 250zł dostaję wydruk z tym co jest do wymiany plus informację że błąd powodował pęknięty przewód niskiego ciśnienia który okleili taśmą i gra. Mogą przewód wymienić, ale konieczności nie ma.

Rozbierać silnika jakoś też nie trzeba było. Za to trzeba było się znać – i tu właśnie jest pies pogrzebany.

Mechanicy to grupa zawodowa która nie odpowiada za jakość swojej pracy ani za poziom swojej wiedzy. Nie ma żadnej certyfikacji, żadnej weryfikacji.

Jedynie ASO oferuje jakiś tam wymuszany przez producenta poziom kompetencji.

Polscy mechanicy potrafią wymieniać części, znają jakieś tam procedury naprawcze, ale absolutnie nie mają kwalifikacji żeby się brać za diagnostykę.

Jeżeli awaria nie jest czymś typowym i oczywistym, to idzie w ruch najpopularniejsza w polskich warsztatach metoda diagnostyczna, czyli wymienianie części do skutku.

Rafał Dmowski tak opisuje tą „metodę diagnostyczną” we wstępie swej książki “Diagnozowanie podzespołów i zespołów motocykli”:

„Bez postawienia właściwej diagnozy można działać jedynie na oślep, próbując na chybił trafił wymieniać kolejne elementy pojazdu i mając nadzieję, że w ten sposób wyeliminuje się uszkodzenie i jego przyczynę.”

W Polsce nie ma realnego sposobu odzyskania kasy od mechanika, który niesolidnie wykonał swoją robotę lub po prostu wziął kasę za pracę której nie wykonał.

W tej całej mechanicznej branży oszukiwanie klientów się opłaca dużo bardziej, niż solidna robota.

Reputacja nie ma znaczenia, bo ludzie i tak przyjdą.

Przyjdą i nie dość że zapłacą za coś czego nie zrobiono lub zrobiono byle jak, to jeszcze dadzą napiwek w postaci 24% ceny naprawy.

Jak? Ano w vacie którego mechanik nie odprowadzi – no chyba nikt ci żadnej faktury nie dawał?

Na pewno zapomnieli 😉 To powszechny typ amnezji w tej branży, na 10 wizyt w warsztatach w ciągu ostatnich lat fakturę dostałem ze 3 razy.

A brak faktury to oczywiście brak gwarancji na wykonaną naprawę. Tak, wiem że w Polsce taka gwarancja jest nie do wyegzekwowania.

Wiec na pytanie o fakturę dostajesz wykręty i płatność tylko gotówką bo terminal zepsuty oczywiście, możemy zrobić wpis do książki serwisowej.

Potem ten złodziejski patałach jeszcze będzie pruł swojego złodziejskiego ryja o tym jak to państwo okrada uczciwego przedsiębiorcę…

I tak się kręci ten cudowny biznes, niestety cudowny tylko dla tych którzy w nim pracują. Kasa bez podatku do kieszeni + 24% napiwku, zero odpowiedzialności.

Dla reszty z nas konieczność korzystania z usług tych oszustów to udręka. Osobiście mam dosyć.

I tak już od dziesięciu lat nie mogą zreperować… w firmie MOTO-PRZEWAŁ koncentrujemy się na niewykonywaniu napraw, terminal poczeka.

Miałem nadzieję, że ze skuterem będzie inaczej niż z samochodem. Że motocykliści to taka szlachetna brać, lewa w górę i te sprawy.

Jest to samo co w warsztatach samochodowych, to jedna banda. Spróbowałem raz, dziękuję. Nie mam więcej kasy i nerwów do wyrzucenia w błoto.

Mi to bycie naciąganym i oszukiwanym odbiera przyjemność używania pojazdu. Skuter to dla mnie pojazd dla przyjemności, fanaberia, hobby.

Dlatego ogarniam sam i tobie też to polecam. Nie dlatego że chcę, tylko dlatego że muszę.

Jak go tak spierniczę że nie będę w stanie poskładać, to dopiero wtedy dam do ASO i do widzenia. Stać mnie. Stać mnie na to, żeby nie nabijać moją kasą kieszeni kanciarzy.

Byłoby mnie stać żeby dobrze płacić uczciwemu warsztatowi. Tylko że takiego nie znalazłem i nie mam już siły szukać.

To moje refleksje i frustracja z powodu ciągłego bycia naciąganym przez warsztaty pchnęła mnie do pierwszych prób samodzielnych napraw, do pierwszej kupionej serwisówki.

O ile w przypadku samochodu może to być trudne, to w przypadku skutera samodzielne naprawianie jest dużo prostsze, bo wymaga mniej miejsca, nie potrzebujesz podnośnika.

Nawet najgrubsze naprawy możesz wykonać na średniej wielkości biurku – albo pod domem jak nie pada. Zobacz sobie poniżej jak wygląda generalny remont silnika w skuterze. Odbywa się on na stole w warsztacie.

Temu ziomkowi chętnie bym zapłacił za naprawę skutera. Po jego filmach widać że gość jest zwyczajnie solidny, dba o najmniejsze drobiazgi. Ale ilu takich jest?

Pozytywny skutek uboczny mojej samodzielności to fakt, że jest o jednego frajera mniej do golenia. Odrobinę mniej łatwej kasy na rynku. Im mniej łatwiej kasy, tym większa konkurencja.

Te wszystkie wymiany eksploatacyjne to super łatwa kasa dla warsztatów. Jeżeli im ją zabierzemy, nie będą mieli innego wyjścia jak zacząć dbać o klienta który przychodzi z czymś poważniejszym.

Te warsztaty, które nic nie potrafią i ogarniają tylko sprawy eksploatacyjne znikną z rynku – i ch*j z nimi.

Konkurencja zawsze prowadzi do poprawy jakości usług i spadku cen. To właśnie brak konkurencji i łatwa kasa z prostych wymian sprawia że poziom usług mechaników jest tak dramatycznie niski.

Oczywiście ja z moim skuterkiem to kropla w morzu. Dlatego napisałem ten post, żeby zwiększyć ilość tych kropli.

Jeżeli w każdym mieście kilkuset motocyklistów uzna że dosyć tego dobrego i oleje warsztaty, to już wystarczy żeby straty stały się zauważalne.

Ja ledwie zacząłem być motocyklistą a już przestałem być klientem warsztatów motocyklowych. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.

Z warsztatów samochodowych nie dam rady tak łatwo zrezygnować, ale też zamierzam drobniejsze rzeczy robić samemu.

Jeżeli czytasz te słowa, to jest szansa że ty też w jakimś stopniu zrezygnujesz z warsztatów. Może też masz już dość bycia robionym w wała frajerem?

Uniezależniać można się stopniowo.

Jak zacząć samodzielne naprawy skutera / motocykla

Pierwszym krokiem bezwarunkowo powinno być wykonywanie samemu wymian eksploatacyjnych.

Klocki, olej, filtry, płyn chłodniczy, płyn w przekładni, płyn hamulcowy.

Nie ma żadnego powodu robić tego w warsztacie, nic tam ci nie zrobią lepiej. Mało tego, zrobią gorzej bo wleją ci najtańsze płyny i użyją najtańszych części.

Zlecanie tych rzeczy warsztatom to czyste frajerstwo i psucie rynku, bo dając łatwą kasę pozwalasz funkcjonować ludziom bez kwalifikacji, oszustom itp.

W skuterze kolejnym krokiem może być ogarnianie przekładni CVT. Jest to trywialne. Ocena stanu paska, wariatora, rolek, serwis korektora momentu obrotowego, sprawdzenie sprzęgła.

U tego ziomka też mógłbym serwisować mój sprzęt i chętnie bym mu płacił. Niestety jest za daleko. Polecam jego filmiki, facet faktycznie wie co robi. Chyba najlepsze polskojęzyczne źródło wiedzy o skuterach. Zaczynasz serwisować sprzęt – obejrzyj wszystko na tym kanale.

Jeżeli robisz to drugi raz, to jest to robota na mniej niż pół godziny, nawet jeśli wymieniasz któryś z elementów.

W warsztacie w większym mieście sprawdzenie CVT kosztuje od dwóch stówek w górę. Odkręcenie pokrywy, potem dwóch śrub i potem jednej dużej. Serio.

Różnica jest taka, że ty to naprawdę zrobisz. W warsztacie z dużą dozą prawdopodobieństwa po prostu wezmą kasę i nawet nie zerkną.

Chodzi? To ok, przekładnia sprawdzona, dwieście się należy.

Robienie samemu to podwójny zysk: nie dość że nie płacisz to jeszcze faktycznie masz zrobione. Nie, to nie sarkazm. To rzeczywistość polskich warsztatów.

Robiąc samemu rzeczy które może zrobić każdy ma jeszcze jeden wymiar: oszczędzasz na naprawy, w których faktycznie potrzeba będzie kogoś kompetentnego.

Z pewnością przyjdzie moment kiedy ani ty ani internet, ani twój krąg znajomych nie da rady. Wtedy czas na ASO. Tam jest drogo, ale możesz wymagać konkretów.

Jak już będziesz ogarniać eksploatacyjne podstawy, czas rozszerzyć działalność.

Bardzo pomocne jest zdobycie i przeczytanie instrukcji serwisowej dla swojego modelu skutera.

Instrukcja taka pokazuje jak naprawia się poszczególne podzespoły. Jest nieoceniona przy diagnozowaniu i usuwaniu problemów.

Ja najpierw opierałem się na internecie, potem kupiłem serwisówkę. Wiele serwisówek można ściągnąć za darmo z netu – nie ma reguły, dostępność jest bardzo różna.

Dobrym pomysłem jest też uzyskanie solidnej wiedzy podstawowej na temat funkcjonowania motocykla.

Z rzeczy polskojęzycznych mogę polecić w zasadzie jedyną tego typu współczesną pozycję, książkę „Diagnozowanie podzespołów i zespołów motocykli„. Moja recenzja książki tutaj.

Mając tą książkę i serwisówkę możesz sporo zdziałać.

Dlaczego uważam że ci się uda?

Mechanicy nie są branżą, w której wymagana jest inteligencja geniusza.

Według badań w tym zawodzie pracują ludzie którzy mają przeciętną inteligencję, po prostu średniacy.

Takich ludzi – średniaków – jest najwięcej.

Jak widzisz IQ potrzebne do bycia mechanikiem jest podobne do innych grup zawodowych. Źródło obrazka tutaj.

Szanse na to że nie dasz rady ogarnąć tego intelektualnie są niewielkie. W takim przypadku nie dałbyś rady doczytać do tego momentu, w ogóle byś nie znalazł tego posta.

Jedynym problemem jest przełamanie strachu przed czymś nowym. Zrób to. Uczucie kiedy sam coś zrobisz/naprawisz i działa jest fantastyczne.

Kiedy sobie zobaczysz ile by cię za to skasowali i jak niewiele trzeba było wiedzieć żeby to zrobić – kolejny rogal na twarzy.

Przez kolejne lata przed każdym sezonem będzie ci zostawać w kieszeni kasa a ty będziesz mieć pewność, że twój pojazd jest dobrze przygotowany.

Będziesz wiedział to sam, bez konieczności ufania komuś obcemu.

Bardzo szybko okaże się, że możesz też pomóc kolegom, znajomym.

Nawet podstawowa wiedza mechaniczna to kapitał który będzie ci procentował przez całe życie.

Np. kupując następny motocykl/skuter będziesz mógł lepiej ocenić stan techniczny. To naprawdę cenna umiejętność.

Motocykl czy skuter to pojazdy zazwyczaj dużo prostsze od samochodu, są idealnym polem do nauki i eksperymentów.

Naprawdę warto zainwestować czas w tą naukę.

Kup czy zdobądź instrukcję serwisową do swojego sprzętu i powoli próbuj działać. Internet jest pełny filmików instruktażowych, nauczenie się prostych czynności serwisowych jest w dzisiejszych czasach łatwe.

Wiedza jest dostępna, wystarczy sięgnąć.