Elektrykami interesuję się od lat, głównie od strony DIY czyli od strony samodzielnego konstruowania takich rowerów.
Buduję takie rowery dla siebie i okazyjnie dla znajomych, interesuję się tym na tyle długo by widzieć ewolucję tego sprzętu.
Buduję też akumulatory bo pozwala to zaoszczędzić. Czasem za cenę sklepowej baterii masz dwukrotnie pojemniejszą samoróbkę na markowych ogniwach zamiast chińszczyzny.
Przeżyłem kilka lat z takim elektrykiem-samoróbką jako jedynym środkiem trasportu. Z powodu konieczności utrzymania dziecka na studiach musiałem zredukować koszty życia. Więc pozbyłem się samochodu.
Uważam więc że w kwestii praktycznego wykorzystania elektryka mam spore doświadczenie i chcę się nim tu podzielić.
Zablokowany/legalny czyli rower dla dziadka
Przede wszystkim o co chodzi z tym blokowaniem?
To proste: ekolodzy nie chcą, żeby ci było za wygodnie. Więc o ile łaskawie pozwalają ci mieć silnik w rowerze, to ma on spełniać określone warunki.
Musi on wyłącznie wspomagać twoje pedałowanie, a wspomaganie musi się wyłączać przy 25km/h. Silnik nie może mieć większej mocy niż 250 Wat. Dla porównania mój aktualny rower ma 1500 Wat – sześciokrotnie więcej.
Przepisowy rower nie może mieć manetki gazu, wspomaganie musi być uruchamiane poprzez kręcenie pedałami, jest instalowany specjalny czujnik (tzw. czujnik PAS / kadencji).
Manetka jest moim zdaniem dużo wygodniejsza. Zwłaszcza manetka kciukowa.
Jak widzisz w swoim regulatorsko-kontrolerskim zapale ekolodzy zaorali rower elektryczny jako środek transportu. Te 250W to o wiele za mało, żeby rower mógł być praktyczny.
A już dla tak kochanych przez ekologów rowerów cargo (chodzi o te taczki jakby) to 250W to już jest kompletnie nic.
Taki przepisowy rower elektryczny coś tam ci będzie pomagał, tylko że będzie potwornie drogi i przy okazji do dupy jako pojazd.
Taki sklepowy-legalny rower elektryczny to bardziej gadżet do pokazywania jakim to ja jestem zbawcą planety niż coś praktycznego. To rzecz dla sympatyków Greenpeace, podobnie jak rowery cargo.
Najlepiej nadaje się on dla starszych ludzi do wspomagania ich mobilności. Na takim rowerze dziadek będzie jechał jak w miarę sprawny 50-cio latek. I w przypadku dziadka to super, bo inaczej w ogóle by nie jeździł – a tak trochę się porusza dla zdrowia.
Natomiast jeśli potrzebujesz praktycznego pojazdu, to standardowy elektryk ze sklepu pozostawia wiele do życzenia. Nie mówiąc już o tym że jak każdy eko-gadżet będzie miał cenę z kosmosu.
W końcu ratowanie planety musi kosztować, nie?
Hurr-durr, jeździsz motocyklem po drogach rowerowych!
Ekologom i aktywistom zawsze niewsmak czyjaś wygoda, więc strasznie się czepiają odblokowanych elektryków.
Elektryki takie są bardzo popularne wśród żyjących z jeżdżenia dostawców, co potwierdza tylko potrzebę większej mocy na rowerze.
Tymczasem ukochanej przez aktywistów Holandii jeszcze parę lat temu po ścieżkach rowerowych jeździły skutery 50cc. Czyli o mocy do 4000 Wat.
Były zbyt wygodne, zrobiło się ich za dużo więc tamtejsi Zieloni Khmerzy ich zabronili.
Natomiast nie widzę powodu, dla którego w Polsce nie moglibyśmy dopuścić na drogach rowerowych pojazdów tego typu – wliczając w to mocniejsze elektryki.
Jeżeli już upieramy się że rower ma być środkiem transportu a nie narzędziem do rekreacyjnej jazdy, to pozwólmy mu faktycznie być pojazdem.
Z tymi odblokowanymi elektrykami panikę sieją tylko aktywiści którzy chcieliby zabronić absolutnie wszystkiego więc ich głos można pominąć.
Myślę że takie mocniejsze elektryki zostaną kiedyś uregulowane jak hulanjogi i inne wynalazki.
Dla mnie taki sklepowy rower elektryczny z blokadą jest niemal równie kiepskim środkiem transportu co zwykły rower.
4000 Wat – jak w Holandii przed zakazem – to bardzo rozsądne maksimum.
Ruch elektroporu, czyli pojazd na ekologiczną biedę
Obym się mylił, ale przewiduję że ekologiczne sankcje jakie sami na siebie nakładamy w Europie szybko dojdą do absurdu.
Coraz mniej ludzi będzie stać na kupno, utrzymanie i opłacenie samochodów. Nie miejmy złudzeń – za motocykle i skutery ekolodzy też się w końcu wezmą.
Kolejne koszty, nakazy, zakazy i podatki w dziedzinie przemieszczania się są nieuchronne. Transport indywidualny – zwłaszcza samochodowy – będzie zwalczany niczym kułacy w dawnym ZSRR.
I tu w sukurs przychodzi mocny elektryk wyglądający jak prawilny eko-rowerek.
Mocny elektryk z możliwością szybkiego przełączenia na „legalne” parametry może się okazać zbawieniem i jedynym w miarę szybkim środkiem transportu na jaki będzie stać szarego człowieka.
Nawet jeśli polska policja zacznie używać przenośnych hamowni jak w Niemczech, taka kontrola nic nie wykaże. Przełączony na „legal” rower będzie 100% eko-friendly.
Taki roweropodobny pojazd z pełnym zawieszeniem i o mocy około 3000-5000W będzie moim kolejnym projektem. Jestem człowiekiem przekornym, zagranie na nosie ekologicznym totalitarystom – nawet w tak żałosnej formie – to dla mnie spora przyjemność.
Jest to moje wyjście awaryjne na ciężkie czasy. Nie życzę ani tobie ani sobie, żebyśmy musieli montować takie pojazdy.
To wszystko pięknie wygląda w teorii
Jazda na rowerze do pracy wygląda pięknie w teorii albo kiedy masz jakiś wybór. Wyobraź sobie że budzisz się w poniedziałek, jesteś spóźniony i jeszcze do tego leje.
Wsiadasz na rower i półśpiący starasz się nadrobić spóźnienie. To jest naprawdę okropne uczucie. Dojeżdżasz mokry, spocony i wściekły. I pewnie dalej spóźniony, bo ile nadrobisz intensywniejszym kręceniem?
Jest XXI-wszy wiek. Jest sens tak się mordować?
Do tego wiatr, zimno – to są realne rzeczy które kiedy człowiek nie jest wypoczęty po prostu dają solidnie w kość.
Jazda na rowerze kiedy musisz gdzieś dojechać o czasie może być poważną niewygodą. Oczywiście da się – tylko za cenę takiej niewygody, na którą w dłuższej perspektywie niewielu ludzi się zdecyduje.
Przykład Holandii jest tu nietrafiony, bo tam ludzie po prostu już nie mają wyboru. Ich miasta przebudowano pod rowery. Poza tym odległości w holenderskich miastach są stosunkowo niewielkie, zabudowa tam jest bardzo zwarta.
Holandia to kraj wielkości dwóch-trzech większych polskich województw.
Ja na mojej drodze do pracy miałem dość solidną górkę. Ile ja się nakląłem na tej górce jeżdżąc zwykłym rowerem to moje. A wypij sobie parę piw dzień wcześniej, to dopiero jest atrakcja.
Ja naprawdę nie mam nic przeciwko aktywności fizycznej. Na wakacjach, na wycieczce – super. Ale nie z rana kiedy jestem półprzytomny z niewyspania. I nie wtedy kiedy mam do załatwienia kilka spraw w różnych miejscach.
Brak prędkości szybko zaczyna doskwierać.
Dlatego legalny-sklepowy rower elektryczny 250 Wat to dla mnie niemal to samo co rower bez wspomagania. Ciut lepszy, ale nadal nie pojazd na którym możnaby polegać w codziennych zmaganiach.
Pojazd zaczyna się od 1500W i 40km/h prędkości
… a mężczyzna – przynajmniej według rozpieszczonych pań z serwisów randkowych – od 180cm wzrostu i 10k na rękę.
Przejdźmy teraz do tego prawie nadającego się do użytku jako pojazd rowera, czyli elektryka bez blokady.
Tu konieczne jest wyjaśnienie: nie popieram szaleńczej jazdy takim sprzętem między pieszymi ani na DDR-ach. Osiągów tego rowera używam jak jest pusto, nie ma przejść dla pieszych itp.
Mój rower rozwija około 45km/h – nadal wyprzedzają mnie goście na szosówkach. Przy maksymalnej prędkości nadal mogę pedałować, czyli przełożenia teoretycznie pozwoliłyby mi rozwinąć taką prędkość używając samych mięśni.
Różnica jest taka że tą maksymalną prędkość osiągam w kilka sekund i mogę ją utrzymać przez wiele kilometrów.
Moim zdaniem w mieście na elektryku kluczowa jest nie prędkość maksymalna, a przyspieszenie. W mieście nie ma miejsc gdzie bezpiecznie pojedziesz rowerem 80km/h. Za to co chwila jest miejsce żeby zwolnić i przyspieszyć.
Światła, przejścia, mijanka z innymi rowerzystami, wolniejsi rowerzyści, wyjazdy, przecięcia dróg.
Tutaj też objawia się nieoczywisty aspekt bezpieczeństwa: wiedząc że w każdej chwili mogę bez wysiłku przyspieszyć, nie mam problemu ze zwalnianiem niemal do zera by upewnić się że nikt nie jedzie, że kierowca ustępuje pierwszeństwa itp.
Po prostu nie mam kary za hamowanie. Jeden ruch manetką i znów jadę szybko.
Z takim założeniem budowałem mój obecny rower, poświęcając prędkość maksymalną właśnie na rzecz przyspieszenia.
Taki szybko przyspieszający i obsługiwany manetką rower jest czymś co zaczyna przypominać użyteczny pojazd. Taki pojazd można używać do obsługi własnego życia bez dodatkowej ekologicznej czy innej szlachetnej motywacji.
Zaczyna on być na tyle praktyczny jako sposób przemieszczania się, że w wielu sytuacjach można go wybrać zamiast samochodu lub o wiele praktyczniejszego skutera.
Elektryk 1500W zaczyna być faktycznie użytecznym narzędziem. Są sytuacje życia codziennego, gdzie wybieram go mając do wyboru samochód, skuter 125cc i zwykły rower.
Są takie przejazdy do których ten elektryk jest najbardziej pasującym narzędziem.
Elektryk jako jedyny środek transportu
Czy odblokowany elektryk nadaje się do bycia twoim jedynym środkiem transportu?
Od biedy się nadaje. Nie ma żadnych wątpliwości że najbardziej komfortowy, uniwersalny i szybki środek transportu to samochód. Oczywiście jeśli zapomnimy o korkach i problemach z parkowaniem.
Jako największą zaletę wymieniłbym w tym kontekście brak przymusu korzystania z komunikacji miejskiej którą uważam za najgorszą możliwą opcję. Na pewno wolałbym odblokowanego elektryka niż jazdę autobusami i tramwajami.
Ja jeżdżę na rowerze i skuterze zimą, ale z tego co widzę to należę do bardzo niewielkiej mniejszości.
Dla większości ludzi to nieakceptowalny poziom komfortu. Bo nie czarujmy się – jesienią, zimą czy wczesną wiosną jazda na rowerze dupy nie urywa.
Da się jeździć całorocznie jeśli masz duszę survivalowca. Natomiast bajki ekologów o tym że samochód można zastąpić rowerem trzeba włożyć tam gdzie ich miejsce – między bajki.