Nie wiem jak ty, ale ja kompletnie nie znam się na klimacie. Jedyne co wiem to że jest on zjawiskiem niesamowicie złożonym.
Jest bardzo możliwe, że zrozumienie czy przewidywanie zmian klimatu jest całkowicie poza moim zasięgiem intelektualnym.
Polecam książkę Chaos – narodziny nowej nauki – opisuje ona początki nauki o chaotycznych systemach, pogodzie i w rezultacie – klimacie.
To właśnie ta książka sprawia że o do zmiany klimatu podchodzę z taką pokorą. Wiem jak dużo nie wiem.
Z drugiej strony obserwuję nastolatków którzy o klimacie wiedzą wszystko.
Mówiąc prawdę nie jestem w stanie zrozumieć naukowych wyjaśnień potwierdzających lub przeczących temu, że wzrost średniej temperatury doprowadzi do jakiegoś rodzaju katastrofy.
Sam wzrost średniej temperatury – o 1 stopień w ciągu ostatnich 80-ciu lat – uważam za potwierdzony fakt.
Moje wątpliwości dotyczą tego co będzie dalej. A dokładnie czy średnia temperatura na świecie będzie dalej rosnąć i jeśli tak, to czy doprowadzi to do jakiejś katastrofy.
Katastrofa ta to mogłyby być np. anomalie pogodowe, tornada, powodzie, wyjątkowe upały, susze, trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, katastrofy ekologiczne itp.
Mnie niepokoi ta wielka pewność z jaką ludzie przewidują konsekwencje wzrostu temperatur. Dlaczego? Bo my, ludzkość, tak naprawdę guzik wiemy.
Guzik wiemy o tym co jest, nie wspominając już o tym co będzie.
Guzik wiemy nie tylko my maluczcy, guzik wiedzą też najmądrzejsi z nas. Zobacz sobie dosłownie pierwszą minutę-dwie wykładu Dr. Dragana (choć pewnie cię wciągnie i zobaczysz całość):
Żeby móc mieć własne zdanie na temat, musiałbym poświęcić temu zagadnieniu wiele czasu.
Musiałbym to zrobić bez gwarancji że faktycznie osiągnę poziom wiedzy wystarczający by dla samego siebie rozstrzygnąć sprawę. Jest niemal pewne że nie mam intelektu zdolnego rozgryźć te sprawy. Skończyłbym waląc głową w mur przez resztę życia.
Poza tym nawet gdybym sprawę rozstrzygnął, to mój jednostkowy wpływ na klimat jest absolutnie żaden.
Ja rozumuję tak: jeżeli wzrost temperatur faktycznie spowoduje katastrofę, to pewnie będziemy żyć w biedzie. Jeżeli zaś wprowadzimy wszystkie te wspaniałe pomysły zielonych mające zapobiec tej hipotetycznej katastrofie, to będziemy żyć w biedzie na pewno.
W pierwszym przypadku bieda czeka nas być może, w drugim na pewno.
Więc warto zaryzykować, bo nic nie możesz stracić. A tylko w przypadku podjęcia ryzyka może się okazać, że końca świata i związanej z nim biedy nie będzie.
Pomysły ekologów to pewna bieda i murowana gospodarcza katastrofa. Nie da się zatrzymać gospodarki i utrzymać wysokiego poziomu życia.
Ja już pisałem nie mam ani czasu ani ochoty by zostać klimatologiem-amatorem.
Musiałbym więc zrobić to, co robi dziś większość. Przyjąć taki lubi inny punkt widzenia na wiarę, lub na tzw. „chłopski rozum”.
Jak wszyscy potrzebuję odpowiedzi, bo w dzisiejszym świecie zmiana klimatu ma poważny wpływ na moje życie i jego jakość czy tego chcę czy nie.
Wpływ ten to decyzje polityczne i gospodarcze jakie zapadają w oparciu o teorie wieszczące katastrofalne skutki hipotetycznych przyszłych zmian klimatycznych.
Zmiana klimatu ma wpływ na moje życie bez względu na to czy faktycznie następuje i czy doprowadzi jakiejś katastrofy.
Dlatego muszę wiedzieć co z tym zrobić, żeby postępować w sposób racjonalny, umieć się do tego zjawiska odnieść.
Oto moja recepta którą przewrotnie nazywam „małą neutralnością klimatyczną”: całkowicie wyłączam zmianę klimatu jako czynnik w podejmowaniu moich życiowych decyzji.
Jestem wobec kwestii zmiany klimatu całkowicie neutralny.
Decydując jak żyć, na kogo głosować, co kupić, czym jeździć nie biorę zmiany klimatu pod uwagę.
Uważam że w ten sposób narobię najmniej szkody.
Nie mając dość kwalifikacji by ocenić sytuację wstrzymuję się od głosu. Liczę na to, że inni mają więcej czasu by uczciwie zgłębić temat i to im zostawiam decyzję.
Ja nie zamierzam ani ograniczać moich emisji (jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało) ani ich zwiększać.
Wybierając środek transportu kieruję się wygodą i opłacalnością. Wybierając jedzenie kieruję się zdrowiem, smakiem i ceną.
Głosując kieruję się oceną kompetencji kandytata i sensownością jego/jej propozycji. To znaczy że mogę głosować zarówno na tych którzy uważają że dalszy wzrost temperatury doprowadzi do katastrofy, jak i tych co temu przeczą.
Zwiększa to znacząco moje pole manewru.
W kwestiach transportu mogę zgadzać się z aktywistami miejskimi, choć mi chodzi o wygodę przemieszczania i życia, im o klimatyczną ideologię.
Jak widzisz w tym blogu proponuję alternatywy dla aut takie jak skuter czy rower elektryczny. Robię to bo są praktyczne niezależnie od tego jaki jest twój pogląd na temat zmiany klimatu.
Mogę też przechylać się na korzyść ludzi proponujących rzeczy sensowne gospodarczo, choć kłócą się one z postulatem ograniczania emisji czy ekologią.
Na przykład uważam elektrownie jądrowe za dobry kierunek rozwoju naszej energetyki. To dobry przykład bo mogę się tu zgadzać z np. z wielkimi orędownikami klimatycznej ascezy jak pan redaktor Jakub Wiech.
Jestem też zwolennikiem elektrowni słonecznych i wiatrowych bo to własna energia, a nie z powodu emisji. Mój sceptycyzm nie oznacza że będę odrzucał z automatu wszystko co proponują klimatyczni aktywiści i naukowcy.
Jestem zwolennikiem ochrony środowiska w stopniu nieutrudniającym zbytnio życia ludziom.
Działając w ten sposób nie pozwalam, by teoria której prawdziwości nie umiem dowieść lub zaprzeczyć wpływała na najważniejsze wybory w moim życiu.
To jasne że „mała neutralność klimatyczna” którą tu proponuję ma wady. Uważam jednak że jest to postawa lepsza i uczciwsza niż alternatywy które mam: wiara i chłopski rozum albo jeszcze gorzej – uwierzenie że faktycznie coś na ten temat wiem.
Bo nie czarujmy się – większość ludzi wyrobiło sobie swoje zdanie w oparciu o swoje autorytety i media a nie naukę czy wiedzę.
Uznali za prawdę to, co mówi opcja polityczna z którą się najbardziej identyfikują.
Liczę na to, że z czasem pojawią się bezsprzeczne i możliwe do zrozumienia przeze mnie dowody na to że katastrofa klimatyczna nadejdzie lub nie. Nauka idzie naprzód, przełom kiedyś na pewno nastąpi.
Teorie wieszczące koniec świata są stare jak świat – więc z wierzeniem w tą konkretną sobie spokojnie zaczekam.
A czekając postaram się – niczym w przysiędze lekarskiej – po pierwsze nie szkodzić. Zwłaszcza samemu sobie.