Wielkimi krokami nadchodzi eko-bieda czyli kryzys spowodowany przez pakiet ekologicznych sankcji jakie na samą siebie nakłada Unia Europejska.
Pakiet ten znany jest jako „Gotowi na 55” (Fit for 55) – ze szczegółami możesz (a wręcz powinieneś/powinnaś) zapoznać się tutaj.
Zapisy Fit for 55 oznaczają z grubsza jedno: drogą energię i paliwa, a w efekcie drogie wszystko inne. Nasz poziom życia zostanie więc złożony w ofierze Bogu Klimatu a my sami zostaniemy zneutralizowani klimatycznie.
Przepisy „Fit for 55” oznaczają faktycznie wprowadzenie jakby ekologicznego VAT-u, dodatkowego podatku od wszystkiego.
Nadejście eko-biedy, czyli dramatycznego wzrostu cen wszystkiego jest nieuchronne. Polska ma w tej sprawie niewiele do powiedzenia, nie wykorzystaliśmy prawa veta, nasz rząd zgadzał się kolejno na wszystkie propozycje europejskiej eko-lewicy.
O ile mieszkańcy bogatego zachodu Europy wspierają działalność ekologiczną i mają rezerwy by te pomysły przetrwać, my – Polacy – jesteśmy w innej sytuacji.
Jesteśmy biedni, nie mamy tyle rezerw czy oszczędności co ludzie na zachodzie Europy. Do tego szaleje kryzys mieszkaniowy który sprawia że dach nad głową pochłania znaczną część naszych zarobków.
Eko-bieda przyłoży nam więc ze zdwojoną siłą.
Zabierz 1000zł miesięcznie bogatemu – nie zauważy różnicy. Zabierz to samo biednemu – nie zwiąże końca z końcem.
To właśnie dlatego ekolodzy skupiają się na tresowaniu ludzi którzy mają najmniej. Tylko oni próbując utrzymać się na powierzchni będą robić to czego chcą ekologicznie motywowani autorzy nowych opłat, podatków, podwyżek i zakazów.
Dziś jednym z głównych i większych celów ekologów jest uniemożliwienie korzystania z prywatnych samochodów.
Samochodom i w ogóle transportowi „Fit for 55” poświęca szczególnie dużo uwagi. Docelowo większość z nas ma zostać przymuszona (lub, mówiąc pozytywnym językiem Fit for 55 – „zachęcona”) do rezygnacji z samochodów i całorocznej jazdy na rowerze.
Obecnie trwa przebudowa naszych miast w taki sposób, by rowery mogły się stać jedynym dostępnym środkiem transportu. Zewsząd wylewa się zachwalająca rowery propaganda.
Można więc bezpiecznie założyć że samochód będzie pierwszą rzeczą na jaką ciebie i mnie przestanie być stać.
Brak samochodu w Polsce – kraju gdzie jest ich obecnie 750 sztuk na 1000 mieszkańców (edit: minus liczne „martwe dusze” czyli niewyrejestrowane stare graty) – oznacza, że problem ten będzie powszechny.
W ciągu najbliższych lat wielu z nas stanie pod murem jeśli chodzi o przemieszczanie się do pracy, szkoły, na zakupy i w inne miejsca gdzie musimy być.
Nie mogąc pozwolić sobie na drogie nowe auta elektryczne ani na wysoko opodatkowane używane auta spalinowe będziemy w sporych tarapatach.
Coś na to będzie trzeba poradzić, bo nie wszędzie dasz radę dojechać na rowerze. O ile przejechanie na rowerze 100km dziennie ekolodzy uważają za zupełnie wykonalne, to jednak w praktyce dla ludzi słabszych, starszych czy dzieci może to być nie lada wyzwanie.
Poza tym rower jest powolny, nie każdy ma czas żeby pedałowac pół dnia lub więcej.
Co z tym zrobić? Proste: wykorzystać doświadczenia krajów które już są biedne. Kiedy my wpadniemy w wywołane przez ekologów ubóstwo, będziemy mieć gotowe rozwiązania.
W biednych krajach skuter to podstawa transportu
Czerpmy przykład z Azji. Jest to region gdzie podstawą indywidualnego transportu jest właśnie skuter.
Kraje takie jak Wietnam, Tajlandia czy Filipiny mają dużo cieplejszy klimat niż u nas, ale mają też dużo więcej deszczu.
Moim zdaniem dla bezpiecznej jazdy skuterem deszcz jest gorszy od zimna.
W Polsce do bezpiecznej jazdy skuterem nadaje się około 75% zimowych dni miesięcy grudzień-luty. Odpowiednie opony oraz skutery trójkołowe mogą tą ilość dni rozszerzyć.
Zakładam że w te najgorsze dni albo nie będziemy jeździć, albo podwiozą nas autami bogaci koledzy, członkowie rodziny itp.
Tych dni kiedy nie da się jeździć skuterem jest na tyle mało, że doraźne rozwiązania powinny wystarczyć.
Skąd pewność że ekolodzy pozwolą nam mieć skutery?
Przede wszystkim pozwolą nam jedynie na skutery małej pojemności – 50-125cc oraz ich elektryczne odpowiedniki.
Trzeba też mieć świadomość, że zakaz poruszania się pojazdów mechanicznych na większości obszaru tzw. „miast 15-sto minutowych” obejmuje także skutery.
Jestem jednak optymistą. Uważam że systemy totalitarne zawsze pozostawiają jakiś niewielki obszar wolności, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo sprzeciwu.
W PRL-u mieliśmy prywatną własność ziemii rolnej i nie doszło do całkowitej kolektywizacji rolnictwa. Mieliśmy nawet prywatne samochody – ale to zbyt wiele wolności dla totalitarnych ekologów którzy rządzą dziś UE.
Ekologiczny kult klimatu to de facto odmiana komunizmu, jego kolejna odsłona. Ponieważ komunizm zawsze prowadzi do katastrofy, kolejne próby jego wprowadzenia podlegają „rebrandingowi” żeby móc lepiej tą kolejną próbę sprzedać.
Kiedyś komunizm ratował robotników od opresji kapitalistów, dziś ratuje on planetę od opresji całej ludzkości. To ten sam pomysł w innej odsłonie, nic więcej.
Uważam skutery za pojazd wystarczająco kojarzący się z biedą, by ekolodzy pozwolili na ich posiadanie przez długi czas.
Ekolodzy nie chcą otwarcie występować przeciw ludziom pracy, ponieważ mają dla tych ludzi jeszcze inne niespodzianki mogące wzbudzać ich sprzeciw – choćby przymusową weganizację, ograniczenia w możliwości kupna ubrań, faktyczny zakaz lotów itp.
Skuter pozostanie więc jedynym rodzajem pojazdu mechanicznego jaki wolno będzie mieć większości z nas, których nie będzie stać na eko-podatki od aut.
Przesiądź się już teraz – będziesz mieć plan B
Nikt nie każe ci czekać aż bieda zajrzy ci w oczy. Możesz zacząć eksperymentować ze skuterami już teraz.
Będziesz mieć gotowe wyjście awaryjne.
Zacznij od przeczytania mojej bardzo obszernej listy zalet skuterów 125cc.
Potem zobacz mój przegląd najlepszych maksi-skuterów 125cc jakie obecnie dostępne są na rynku.
Powyższe posty to bardzo dobry start dla twoich przygotowań do nadejścia eko-biedy.
Nie rozwiąże to wszystkich problemów jakie ściągają nam właśnie na głowę ekolodzy, ale sprawi to że jako jeden z nielicznych będziesz mieć o jeden problem mniej.