Oskalpować pedalarza – czy kierowcy naprawdę chcą zabijać rowerzystów?

Na początek prośba: nawet jeżeli zdenerwuje Cię poniższy wstęp, przeczytaj proszę choć tekst pod pierwszym nagłówkiem, „Masz ogromny wpływ na swoje bezpieczeństwo na rowerze”.

Po prostu przewiń do niego, ok? Jeżeli zrozumiesz te parę zdań, poprawisz swoje bezpieczeństwo jazdy na rowerze o 70%. A dokładnie o 71%, zaokrąglam żeby ładnie wyglądało.

Umowa stoi? To jedziemy:

Mamy dziś do czynienia z idiotyczną sytuacją w której dążący do wyeliminowania aut ekoaktywiści potężnie nastraszyli potencjalnych rowerzystów.

Przesadzili z demonizującą kierowców propagandą i teraz ludzie boją się wsiąść na rower. Albo jeżdżą ale z duszą na ramieniu.

Ten post jest o bezpieczeństwie jazdy na rowerze w Polsce. I o niebezpieczeństwie też – tym prawdziwym i tym urojonym przez ekologicznie motywowanych propagandystów.

Bo wiesz, jeśli rower jest niebezpieczny, to może lepiej go nie promować? Nie pchać ludzi w kierunku niebezpiecznej aktywności?

Jeżeli rower jest niebezpieczny, to może lepiej nie wozić dzieci cargo-bikiem?

Zdecydujmy się na coś. A raczej niech się rowerowi aktywiści zdecydują, czego chcą.

Albo chcą bardziej zakazu samochodów, wtedy niech mówią że rowerzyści są w niebezpieczeństwie z powodu aut a kierowcy to żadni krwi wariaci.

Jeżeli zaś chcą promować rowery, no to muszą zaakceptować fakt że może jednak kierowcy nie są aż tak niebezpieczni.

Jedno albo drugie. Próbujący złapać obydwie te sroki za ogon rowerowi aktywiści robią z siebie durni.

Jeżeli jesteś rowerzystą, albo chcesz jeździć ale się boisz to mam dla ciebie kilka rad.

Poprawią one twoje bezpieczeństwo w ruchu drogowym. To rzeczy które sam stosuję jako rowerzysta i skuterzysta – czyli niechroniony uczestnik ruchu drogowego.

Niechroniony czyli taki, który za błędy swoje i innych płaci własną skórą. Albo i głową.

Najpierw porozmawiajmy o tym prawdziwym strachu który faktycznie może ci towarzyszyć na drodze. Bo temu można zaradzić. Potem napiszę parę słów o strachu wygenerowanym przez ekologów – o tym trzeba zapomnieć, bo to lipa.

Posłuchaj tu kogoś kto ma gdzieś emisje i końce świata. Kogoś kto nie ma interesu cię na rower ani namawiać, ani cię straszyć.

Nie jesteś bezbronny ani na łasce kierowców. Wręcz przeciwnie.

Masz ogromny wpływ na swoje bezpieczeństwo na rowerze

Na początek dobra wiadomość. To nie jest tak, że jako rowerzysta jesteś rzucony na pastwę wilków czyli kierowców i sam nic w zasadzie nie możesz zrobić.

Tak mówią ci aktywiści bo mają w tym swój szerszy polityczny interes. A naprawdę jest dokładnie odwrotnie, możesz zrobić bardzo dużo.

Tylko nie pozwól sobie wmówić że jesteś ofiarą, bo nią faktycznie zostaniesz.

Jeżeli zrobisz to co standardowo robią motocykliści – będziesz jeździć defensywnie – to możesz uniknąć większości wypadków. Dokładnie podad 70% z nich.

Jak? Zerknij na tabelę poniżej. Pokazuje ona przyczyny wypadków w których ofiarą był rowerzysta a sprawcą kierowca innego pojazdu. Źródło: raport o stanie BRD 2020-2021 (ten raport polecali mi rowerowi aktywiści na Twitterze).

Ta tabela to doskonała wiadomość. Możesz uniknąć 70% wypadków. Jeżeli weźmiesz na siebie własne bezpieczeństwo i pomyślisz za innych.

Około 70% wypadków gdzie ucierpiał rowerzysta to nieustąpienie rowerzyście pierwszeństwa przejazdu i nieprawidłowe przejeżdżanie drogi dla rowerów przez kierującego.

To nie są sytuacje gdzie nic nie możesz zrobić jak najechanie od tyłu czy zepchnięcie do rowu podczas zbyt bliskiego wyprzedzania.

To są rzeczy których można uniknąć jeśli pomyślisz za kierowcę.

Tak wiem, kierowcy powinni uważać a nie ja, bla bla bla. Tylko że to twoja i moja skóra jest stawką w tej grze, pamiętasz?

Dasz się zabić dla zasady?

Moje luźne tłumaczenie wierszyka o motocykliście który autorowi książki „Motocyklista doskonały”, Davidowi L. Hough’owi powiedział jego ojciec. Oryginał brzmiał tak: He was right, dead right, as he sped along. Now he is just as dead, as if he’d been wrong.

Jeśli zrobisz to co robi każdy normalny motocyklista – założysz że kierowca może popełnić błąd – to unikniesz wypadku.

Albo jeśli zastosujesz zasadę której uczy się kierowców – zasadę ograniczonego zaufania.

Tylko tyle i unikasz 70% najniebezpieczniejszych sytuacji.

Przekraczając jezdnię miej świadomość, że kierowca może ci nie ustąpić pierwszeństwa. Upewnij się że cię przepuszcza tak jak powinien. Bo może się to skończyć tak:

To może wyglądać tak jak na video, choć statystyki nie mówią że wypadek wydarzył się na przejeździe dla rowerzystów. Dotyczy to wszystkich sytuacji, gdzie masz pierwszeństwo jadąc rowerem.

Jeżeli jedziesz prosto na skrzyżowaniu lub ścieżka rowerowa krzyżuje się z jezdnią a ty masz pierwszeństwo – upewnij się że kierowca faktycznie ustępuje ci pierwszeństwa.

Przemyśl powyższe i nie jedź na pewniaka. Zachowań kierowców nie kontrolujesz, więc kontroluj swoje zachowanie. I myśl za innych. Wtedy masz 70% większą szansę nie mieć wypadku na rowerze.

A jeszcze nie zrobiłeś niczego z rzeczy o których piszę poniżej.

Kiedy nie wiesz co jest grane…

Sytuacje których nie rozumiemy są w naturalny sposób stresujące. Nie znając reguł musimy uważać absolutnie na wszystko.

No bo jeśli nie wiesz co jest mniej ważne lub nieważne, to wszystko jest ważne. I to ogarnianie wszystkiego naraz powoduje stres.

Ruch drogowy to układ skomplikowany. To miejsce gdzie nie masz przywilejów tylko obowiązki, gdzie obowiązują skomplikowane reguły i minimalny poziom wyszkolenia z którego jako rowerzysta jesteś zwolniony.

Dla rowerowych aktywistów twoja śmierć lub kalectwo to świetny argument w ich wojnie z samochodami i kierowcami. Wyniki badań które prezentują na poparcie swych tez kompletnie zaprzeczają temu, co mówi obiektywna i bezideowa nauka o motocyklach. Dlaczego? Czy walnięcie głową o krawężnik przez rowerzystę jest inne niż kiedy robi to motocyklista?

I jeśli w takie miejsce ładujesz się pojazdem tak powolnym i narażonym na konsekwencje wypadków jak rower, mając do tego niewielką znajomość przepisów to absolutnie masz prawo się bać.

Masz prawo się czuć jakby każdy czychał na twoje życie.

Ja znam to uczucie z jeszcze mniej przyjemnej strony, kiedy na skuterze jadę z dużą prędkością między autami.

Tylko że wiesz, między mną a rowerzystą jest ta różnica, że ja przeszedłem szkolenie. I na tym szkoleniu nikt mi nie mówił że jestem zbawcą planety, tylko że jeśli sam o siebie nie zadbam to zginę.

Nowoczesne miejskie szkolenie motocyklisty jest tym, czego brakuje wielu rowerzystom by przestać się bać. To szkoła przetrwania na małym słabo widocznym pojeździe wśród dużych pojadów których kierowcy zwykle cię nie widzą.

To cały zestaw reguł na co uważać, czego unikać, jakie pozycje na drodze przyjmować. Uważam że powinni znaleźć się ludzie uczący defensywnej jazdy na rowerze w ruchu miejskim.

My prole mamy jeździć cały rok. Lewicowa pani poseł wsiądzie sobie jak wyjdzie słoneczko. Razem ocalimy planetę!

Niestety rowerzystów nikt nie szkoli do takiego przetrwania na drodze. Wypuszcza się ich na drogę bez przeszkolenia w nadziei, że jakoś sobie poradzą. Że inni uczestnicy ruchu będu uważać za nich i naprawiać ich błędy.

To dobrze że istnieje taka wolność, że jest pojazd dostępny dla każdego bez koniecznej papierologii, ubezpieczeń itp.

Tyle że wyjechanie na pałę na publiczne drogi to – pomimo że wolno – nienajlepszy pomysł.

Od kilku lat dużo jeżdżę na rowerze i przesiadka z samochodu była dla mnie dużym zaskoczeniem.

Przede wszystkim nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ruch uliczny się skomplikował z punktu widzenia rowerzysty.

Według aktywistów każdy kierowca marzy o zawieszeniu skalpu „pedalarza” obok zapachowej choinki wunderbaum…

Jest dużo nowej infrastruktury rowerowej. Powstawała ona w różnych okresach. Bywa ona chaotyczna, niejednolita. Nierzadko trzeba zgadywać, jak powinien zachować się rowerzysta.

Ten ruch rowerowy był skomplikowany dla mnie – wieloletniego bezwypadkowego i bezpunktowego kierowcy. Człowieka zainteresowanego ruchem drogowym, przepisami i bezpieczeństwem na drodze.

Serio, jeżeli napotykam na drodze sytuację w której nie mam pewności jak się zachować, to po powrocie do domu dłubię i czytam tak długo, aż uzyskam pewność.

Jak będzie się czuł na drodze ktoś bez prawka, albo nawet ktoś z prawkiem który jeździł tylko sporadycznie?

No na pewno niezbyt pewnie. Dochodzimy tu do rady numer jeden:

Znajomość przepisów ruchu drogowego pomaga

To jest prosta rada dla ludzi uczących się jeździć autem: wykuj przepisy na blachę. Będziesz wiedzieć co jest grane, to redukuje stres.

Z rowerem jest dokładnie tak samo. Chcesz bezpiecznie jeździć rowerem po publicznych drogach, musisz znać przepisy.

Kolejny zwolennik „zrównoważonego transportu” nie mógł przepuścić okazji do pokazania jakimi potworami są kierowcy. Video pokazywało głupie i niebezpieczne wyprzedzanie dziecka jadącego na rowerze przy braku warunków do wyprzedzania. Źródło-twitter.

Znając przepisy będziesz wiedział skąd może ktoś nadjechać, jak się najprawdopodobniej zachowa, jaka jest twoja rola w tej układance. Większość kierowców stosuje sie do przepisów, są całkiem przewidywalni.

Jak poznasz dobrze przepisy, będziesz mógł przejść na wyższy poziom – do rozpoznawania typowych okoliczności prowadzących do niebezpiecznych sytuacji.

Zaczniesz rozpoznawać schematy sytuacji w których kierowcy robą coś głupiego lub groźnego dla ciebie.

Mało tego, poznaj przepisy nie tylko samochodowe, ale i rowerowe. Wiedz dokładnie jak masz się zachować na drodze jako rowerzysta.

Znając zasady staniesz się partnerem w ruchu, a nie problemem. Uwierz mi, kierowcy naprawdę chcą mieć na drodze przewidywalnych rowerzystów.

Miej lusterko

Drugą super ważną rzeczą jest lewe lusterko. Szczerze nie wiem jak ludzie jeżdżą po publicznych drogach nie mając przynajmniej jednego lusterka.

Mając lusterko masz szybko informację o tym co się dzieje z tyłu, bez ciągłego odwracania głowy. Nie będziesz zaskakiwany. Będziesz wiedział że cię zaraz ktoś za blisko wyprzedzi. To kolejna rzecz łagodząca stres i zwiększająca twoją kontrolę nad sytuacją.

Mało tego, jak stoisz w zatoce na światłach możesz w lusterku obserwować kogo tam masz za sobą, czy nie jakiś nerwowy BM-karz którego lepiej przepuścić, możesz się przygotować do zmiany świateł i tego co zrobią kierowcy za tobą.

Trzecia rada:

Kamizelka odblaskowa i światła.

Wiem, wiem, to kierowcy powinni cię widzieć. Tylko że cię nie widzą.

Dla motocyklisty to bycie niewidzialnym to jest coś normalnego i u większości nie budzi to zdziwienia. Rowerzyści – z braku przeszkolenia – tego nie wiedzą.

To że kierowcy ich nie widzą jest przez rowerzystów często brane za celową agresję (przez tą głupszą część motocyklistów też).

A tymczasem kierowcy wypatrują samochodów a nie rowerów. Tak już mają. Możesz urządzić histerię jak dziecko w sklepie a tego nie zmienisz.

To jest naprawdę twój interes żeby być widocznym.

No przykro mi, taki już ten świat jest niesprawiedliwy że to ty, zbawca planety i pogromca emisji musisz zadbać o bycie widocznym.

Bo po spotkaniu z autem ty wylądujesz w szpitalu albo w grobie, a samochód pewnie nawet nie będzie draśnięty.

Poza tym kamizelka ma jeszcze jeden ważny cel. Mówi ona kierowcom, że ty chcesz być widoczny. Że podejmujesz w tym kierunku aktywne kroki.

Ja uważam, że kamizelka łagodzi obyczaje. Bo raz że wcześniej cię zauważą, dwa że jesteś gościem który jest partnerem i nie chce być problemem.

Kamizelka sprawia że na skuterze nawet tirowcy mi zjeżdżąją i wpuszczają środkiem. Bo mnie widzą i rozumieją że jestem odpowiedzialnym kierowcą.

Bo wiesz co? Jako rowerzysta to ty też jesteś kierowcą. A dokładnie, według prawa, jesteś “kierującym pojazdem”. Masz te same prawa i obowiązki, co inni kierowcy.

Światła: tu krótko, musisz je mieć. Ja mam włączone światła w rowerze tak samo jak w aucie i skuterze – cały czas, w dzień i w nocy. To kolejny sygnał bycia odpowiedzialnym kierowcą jaki możesz wysłać.

Kask i rękawiczki

Rowerowi aktywiści mówią ci, że kaski nie działają. Tymczasem motocykliści już od zeszłego wieku wiedzą, że kask nie tylko działa, ale i że najlepiej działa kask integralny, chroniący szczękę. Źródła i więcej na ten temat tutaj

Rozsądnie jest brać pod uwagę że prędzej czy później spadniesz z rowerka. To się po prostu zdarza, często bez udziału osób trzecich.

Tak, wiem, w Holandii nie jeżdżą w kaskach. Aktywiści rowerowi nie polecają kasków, w przeciwieństwie do… holenderskich neurologów.

„Rusz głową, załóż kask” – akcja holenderskich neurologów popularyzująca jazdę w kasku. Aktwiści rowerowi twierdzą że kask pogarsza bezpieczeństwo rowerzysty. Serio.

Aktywiści mają własną lepszą naukę, ci durni lekarze nie rozumieją że twój rozbity łeb to akceptowalna ofiara w walce o uratowanie planety.

Ja polecam kask mieć – przynajmniej w mieście. Zapięty kask oczywiście, bo jak nie zapinasz to w ogóle się nie męcz z tym kaskiem, spadnie ci przy wypadku od razu.

Kask w jasnym kolorze, biały albo fluorescencyjny, nie czarny. Skoro już go masz na głowie to niech poprawia twoją widoczność. Nic cię to nie kosztuje.

Rękawiczki ci się przydadzą jak sie wywalisz, rowerzysta najczęściej leci do przodu, na ręce. Po co sobie zdzierać łapy? Kup takie ze wzmocnieniami wewnątrz dłoni.

Na rowerze też czasem trzeba zwolnić

Znam to uczucie że nie chce się hamować skoro już się człowiek rozbujał. No ale niestety czasem trzeba zwolnić, nawet jak masz pierwszeństwo.

Te rowerowe pierwszeństwa to są takie pierwszeństwa jak na skrzyżowaniu dróg równorzędnych. Trzeba je traktować z dużą ostrożnością.

Jak jeździsz autem to wiesz jak trzeba uważać na skrzyżowaniu równorzędnym. Na rowerze w takich sytuacjach jest tak samo. Masz pierwszeństwo, ale też masz uważać.

Ale to kierowcy powinni…

Ludzie powinni robić wiele różnych rzeczy. Jedna rzecz której ty robić nie powinieneś, to delegowanie odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo na innych.

Jeżeli twoje bezpieczeństwo na drodze ma zależeć od obcych ludzi wokół ciebie, to mamy problem.

Nie możesz być w ruchu drogowym dzieckiem specjalnej troski za które inni muszą podejmować decyzje.

Na drodze jesteś na równych prawach i masz te same obowiązki. Jednym z nich jest dbanie o swoje bezpieczeństwo i zakładanie że inni uczestnicy ruchu mogą popełnić błąd.

Błędy to ludzka rzecz, to część tej zabawy, są nie do uniknięcia. Ważne żeby obywało się bez konsekwencji.

Sztucznie wygenerowana reszta strachu czyli demonizowanie kierowców

Zapoczątkowana przez zielonych aktywistów wojna z samochodami i kierowcami ma wiele frontów. W wojnie tej wszystkie chwyty są dozwolone.

Wytaczane są więc wszelkie możliwe argumenty mające zohydzić społeczeństwu samochody.

Ten gość ma spory dylemat. Z jednej strony chce zwalczać kierowców, więc głosi że są niebezpieczne dla rowerzystów. Z drugiej strony promuje rowery i wtedy zapomina o tym śmiertelnym niebezpieczeństwie. Fajnie się go grilluje zwracając uwagę na tą sprzeczność 🙂

Rowerowe kanały w mediach społecznościowych piszą niemal wyłącznie o samochodach i związanych z nimi zagrożeniach, a nie o rowerach.

Jednym z argumentów dla których według tych kanałów powinniśmy zabronić posiadania samochodów, jest fakt że są one niebezpieczne dla rowerzystów.

To zagrożenie jest z powodów politycznych pompowane do monstrualnych rozmiarów. Strach to najlepsze narzędzie by zapędzić owieczki tam gdzie nam pasuje.

Przy tym postulat zbanowania aut jest niezwykle logiczny, bo faktycznie – gdyby nie było aut, to nie byłoby też wypadków aut z rowerzystami.

Efekt byłby dokładnie ten sam gdyby nie było rowerów, ale o tym aktywiści w swym dziecinnym makiawelizmie nie wspominają.

No więc że auta są złe już wiemy. To teraz obsmarujmy kierowców.

Kierowcy to według aktywistów żądni krwi psychopaci którzy o niczym tak nie marzą jak o upolowaniu “pedalarza”. A najlepiej tego “pedalarza” jeszcze oskalpować po ubiciu, a skalp powiesić w autku obok zapachowej choinki “Wunderbaum”.

Ja rozumiem że klimatyczny cel uświęca środki, ale to są brednie.

Część głupot na temat kierowców to po prostu kłamstwa wytwarzane w imię antysamochodowej propagandy i ratowania świata.

Jestem przekonany że cały konflikt jest też podsycany przez dezinformację różnych niesympatycznych krajów które zainteresowane są sianiem zamętu niczym świeżo upieczony magister politologii.

Mnie najbardziej w tym wszystkim interesuje ta prawdziwa część całej tej historii. Ta która opisuje faktyczne odczucia rowerzystów-aktywistów na drogach.

Uważam że ich strach jest prawdziwy. Że oni naprawdę często postrzegają auta jako zagrożenie, kierowców jako psychopatów a ruch uliczny jako niesprawiedliwą grę w której kto inny ma przewagę.

Gdyby się wyedukowali i trochę dorośli, to poczuliby się dużo pewniej. Tyle że to mało realne bo to właśnie niedojrzałość sprawia że ludzie ci wybierają taką bierno-roszczeniową postawę życiową.

To postawa gdzie inni – kiedyś rodzice, dziś reszta społeczeństwa – mają zrobić tak żeby było dobrze, nieważne jakim kosztem. A jak nie to będę kwękać i tupać – bo od dziecka tak robili i działało.

I tak kwękają te rozpieszczone dorosłe dzieci, dorabiając innym ludziom wokół siebie naprawdę paskudną gębę.

Znamienne jest to, że oni nigdy nie zastanawiają się co sami mogliby zrobić żeby rozwiązać jakiś problem. Mają za to litanię rzeczy które powinni zrobić inni – kierowcy, państwo, społeczeństwo.

Osobiście nie znam jednej osoby o której mógłbym pomyśleć że chciałyby celowo skrzywdzić rowerzystę. Oczywiście tacy ludzie istnieją, ale oni będą krzywidzić w każdej domenie, nie tylko na drodze. Równie dobrze dadzą ci w mordę w parku.

Istnieje też kategoria ludzi którzy są aspołeczni, nie przestrzegają norm. To dla nich mamy wysokie mandaty, bo inaczej nie można by im dać prawka. Musielibyśmy mieć cały wielki cyrk z badaniami psychologicznymi, rzecz prawdopodobnie nie do zorganizowania.

Mandaty utrzymują aspołecznych kierowców we względnych ryzach. A w jeszcze lepszych ryzach utrzymują ich kamerki innych kierowców.

To właśnie kamerki pomagają skutecznie neutralizować tych największych wariatów i agresorów.

Uważam że faktyczne niebezpieczeństwa czyhające na drogach na rowerzystów są grubo przesadzone. Ryzyko można solidnie zredukować poprzez znajomość przepisów i kilka innych prostych rzeczy o jakich pisałem powyżej.

Nie wierz aktywistom, kierowcy nie chcą cię zabić. Jeżdżenie na rowerze to normalny środek transportu a nie survival w dżungli zamieszkałej przez psychopatyczne małpy.

Mówię ci to ja, wielki sceptyk wobec całej tej ekologicznej hucpy, człowiek który dwukołowcami załatwia większość swoich transportowych potrzeb.

Zielona wojna z samochodami raczej nie doprowadzi do zaniku aut. To atak na 22 miliony ludzi, konstytucyjną większość wyborców w tym kraju.

Mamy 700 aut na 1000 mieszkańców. Walka z autami obecnymi metodami jest skazana na porażkę.

Po drodze narobi ona niestety wiele szkód. Myślę że to aktywiści wygenerowali większość strachu, który dziś sprawia że ludzie mniej chętnie wsiadają na rower.

To nieprzewidziany przez nich efekt uboczny ich własnych ataków na kierowców.

No niestety ten typu ludzi tak ma że za co się nie wezmą to wychodzi odwrotnie niż chcieli.

Zamiast zmniejszyć ilość aut, na razie skutecznie zmniejszają ilość rowerzystów.