Nie budujmy miast dla rowerów, tylko dla autonomicznych pojazdów

Jest coś, o czym nie śmie wspomnieć żaden ekolog-naprawiacz świata i twojego życia: to samochody i mniejsze pojazdy autonomiczne.

To właśnie one są tym niepasującym elementem z którym nie wiadomo co zrobić. Bo usuwa on większość problemów z jakimi dziś się borykamy w kwestii transportu ludzi i towarów.

Pojazdy te niszczą wygodną narrację samochód kontra rower, gdzie istnieją tylko dwie wykluczające się możliwości. W tym oczywiście tylko jedna słuszna.

Co trzeba mieć w głowie żeby używać takiej symboliki? I to w kraju tak ciężko doświadczonym przez tego typu pomysły? I jeszcze to powiązać z jazdą na rowerze?

Ludzie o zapędach zamordystycznych i totalitarnych często miewają taką przemożną chęć by na siłę kontrolować życie innych.

A to przesadzają ludzi z miast na wieś żeby tam pracowali na roli, a to decydują ile kto będzie miał dzieci, czym będzie jeździł, co będzie jadł. No i niestety na końcu zaczynają też decydować czy dana osoba w ogóle będzie żyć.

Wiec do czasu masowego pojawienia się pojazdów autonomicznych aktywiści z pewnością nadal będą uparcie próbować przesadzić wszystkich na rowery i pod nie przebudować nasze miasta.

Strach pomyśleć co by było gdyby ci ludzie faktycznie mieli jakąś władzę a nie musieli wymuszać ustępstw krzykiem – z mizernym efektem.

Na razie jednak nie sądzę żeby byli stanie narobić jakichś wielkich szkód. Drogi rowerowe się nam przydadzą (nie tylko dla rowerów), ale o tym później.

Zapewne będą oni ignorować pojazdy autonomiczne i umniejszać ich znaczenie – tak jak w tej chwili robią to wobec aut elektrycznych które szybko przestały być dla nich symbolem ekologii.

Okazuje się bowiem, że wcale nie chodziło o to, żeby samochód nie truł czy nie hałasował. Chodziło – i nadal chodzi – o to by całkowicie zniknął.

Naprawiaczom świata nigdy nie dogodzisz – więc nie warto im ustępować bo i tak zawsze przyjdą po więcej.

Z błogosławieństwem ekologów czy bez, autonomiczne pojazdy stopniowo zredukują korki i problemy z parkowaniem. Tym samym usuną pretekst do rewolucyjnych zmian w miastach.

Jeden głupi drobiazg – brak konieczności otwierania drzwi po zaparkowaniu. Minimum 1/3 oszczędności miejsca bez przebudowywania parkingu. Wysiadasz przy wejściu do sklepu/restauracji, samochód sam się parkuje.

Kiedy pojazdy te się upowszechnią, zobaczymy ile faktycznie mamy miejsca, gdzie i na co go brakuje. I dopiero wtedy warto będzie brać się za przebudowę infrastruktury.

Autonomiczne pojazdy dadzą nam drogi tak bezpieczne, jak nigdy dotąd. Jednocześnie pozwolą nam podróżować dużo szybciej. Odejdzie więc argument bezpieczeństwa.

Aktywiści to niestety ludzie o dość wąskich horyzontach, bo działają w ściśle określonych ramach ideologii. Widzą tylko własne potrzeby i własny czubek nosa. Ta nazwa doskonale sumuje ich podejście:

Ja uważam że miasto jest dla wszystkich mieszkańców. To jak będzie ono wyglądać będzie wynikiem kompromisu między nimi a nie krzyków radykalnych mniejszości z zapędami do kontrolowania każdego aspektu życia innych.

Ja rozumiem że jak ktoś jest biegaczem to uważa bieganie za najlepszy sposób przemieszczania się. Jak jest rowerzystą – to rower. Ja za najlepszy sposób przemieszczania się uważam skuter.

Tylko że ja wiem że nie jest to pojazd dla każdego (zwłaszcza w zimie) i nie przychodzi mi do głowy że powinniśmy przebudować miasta pod skutery. Nie zamierzam na siłę przesadzać na skutery matek z dziećmi.

W przeciwieństwie do aktywistów ja dostrzegam fakt że w miastach żyją inni ludzie o innych potrzebach i preferencjach.

Nie przychodzi mi do głowy proponować to czego zawsze ostatecznie chcą aktywiści: rozwiązywać problemy niewielkich mniejszości poprzez totalną rewolucję której koszty spoczną na barkach pozostałych.

Samochody i pojazdy autonomiczne niemal na pewno sprawiają, że nie warto będzie przebudowywać miast dla rowerów.

Miasta należy budować tak, żeby były gotowe na przyszłość. A przyszłość – i to niedaleka – to samochody i inne pojazdy autonomiczne.

To nie jest science fiction. To są pojazdy które już jeżdżą po ulicach.

Autonomiczny Uber. Jedzie zadziwiająco pewnie, dynamicznie, nie zamula. Jak myślisz, długo jeszcze firmy mające taką technologię będą chciały płacić kierowcom? Przy okazji: do każdego takiego auta niedługo wejdzie dodatkowy pasażer – bo usiądzie na miejscu zbędnego kierowcy…

Od pierwszego ledwie działająceg smartfona zaprezentowanego przez Steve’a Jobs’a (2007) minęło ledwie 15 lat. Dziś smartfon ma każdy.

Uważam że autonomiczne auto jest rewolucją o podobnej skali.

Jeżeli to prawda, to za kilkanaście lat auta i pojazdy o różnym stopniu autonomii też będą czymś całkowicie powszechnym.

Już dziś w seryjnej produkcji są pojazdy w pełni autonomiczne, a jedyną przeszkodą dla ich pełnej autonomii jest prawodawstwo, a nie technika.

Za kilka lat żaden człowiek nie dorówna maszynie w bezpieczeństwie jazdy. Każda produkowana dziś Tesla ma cały konieczny sprzęt do autonomicznej jazdy. Pozostaje zaktualizować oprogramowanie. Ta rewolucja jest tuż za rogiem.

To z myślą o pojazdach autonomicznych a nie o rowerach powinniśmy budować nasze miasta. Żeby były gotowe na ten faktycznie przełomowy i rewolucyjny sposób transportu.

Bo to nie rower jest przełomem, tylko pojazd autonomiczny. To on zrewolucjonizuje każdy aspekt naszych potrzeb komunikacyjnych i transportowych.

Nie uważam tu że nie warto budować dróg rowerowych. Wręcz przeciwnie, jak najbardziej należy je budować.

Bo posłużą one nie tylko rowerom (które zawsze będą jakąś tam częścią transportu), ale i małemu transportowi w małych autonomicznych pojazdach.

To rój takich pojazdów zastąpi kurierów i dostawców:

To też nie jest science-fiction. To istniejąca i rozwijana technologia. Te pojazdy są za małe i za wolne na ulice – ale na drogi rowerowe w sam raz.

W okresie przejściowym który właśnie się zaczął, drogi rowerowe na pewno pozwolą choć trochę rozładować ruch. Nie będzie to wiele, bo na rowery przesiadają się głównie użytkownicy transportu zbiorowego, a nie samochodów.

To między innymi dlatego rower nie stanowi rozwiązania problemu korków w sensie masowego zredukowania liczby uczestników korka. Dzięki rowerom luźniej robi się w autobusach i tramwajach – a nie na drogach i parkingach

Tak jak na drogach dla aut, na drogach rowerowych przestrzeń będą dzielić pojazdy prowadzone przez ludzi i maszyny. Tak jak kiedyś automobile dzieliły ulice z końmi. Tylko że to wtedy konie były „autonomiczne”…

To jest prawdziwie możliwa przyszłość, a nie wizja opętanych ideologią aktywistów chcących z każdego miasta zrobić Amsterdam a z każdego człowieka weganina.

Dla mnie ta wizja że wszyscy będziemy zasuwać na rowerach dziwnie przywodzi na myśl “Kongres Futurologiczny” Lema.

Jeśli czytałeś to wiesz dlaczego. Jeśli nie to przeczytaj, dowiesz się dlaczego w mieście przyszłości wszyscy ludzie dziwnie dyszą…

W każdym razie ta wizja rowerowej przyszłości jest dla mnie jakaś smutna. Jest w niej jakiś zawód, porażka. Może agresja aktywistów mnie zraziła, nie wiem.

Ja na rowerze jeździć lubię, buduję też elektryki, więc nie jestem uprzedzony. Rower ma swoje zalety.

Ja bym po prostu tą przyszłość widział bardziej futurystyczną. No bo serio, czy zasuwanie na rowerze to wszystko na co stać nasz świat? Rozumiem że latających samochodów raczej nie zobaczymy, ale czy to się musi skończyć rowerami?

Autonomiczna jazda przychodzi nam w sukurs w odpowiednim momencie: społeczeństwo się starzeje, żyjemy dłużej.

Ludzie starsi nie będą jeździć rowerami, nie będą chodzić na przystanki. Ale będą mogli się przemieszczać dzięki autonomicznym samochodom i autonomicznym urządzeniom wspierającym mobilność.

Nie będą musieli ryzykować będac na granicy zdolności wymaganych do bezpiecznego kierowania autem.

Ulice służące głównie do chodzenia, żadnych nowych samochodów, tempo nawet nie 30km/h. Miasto marzeń ekologów i miejskich aktywistów. A to też miał być raj – wyszło jak zwykle w tym systemie.

Car sharing stanie się szybko dużo popularniejszy od posiadania samochodu. Bo będzie tani i niemal równie wygodny co własne auto.

Ilość samochodów na drogach spadnie.

Autonomiczne taksówki, autobusy, ciężarówki uwolnią mnóstwo ludzi którzy będą mogli być produktywni w innych obszarach gospodarki. To przełoży się na większy dobrobyt, tańszy trasport, tańsze dostawy.

Autonomiczne i współdzielone auta w ogóle nie będą musiały parkować w mieście. Zaparkują się same gdzieś poza miastem, niepotrzebne nie będą zajmowały cennego miejsca w samym mieście.

Wstrzymajmy się jeszcze moment z przerabianiem polskich miast na Amsterdamy, bo tak naprawdę nie wiemy jakie wyzwania ten autonomiczny przełom przed nami postawi.

Czeka nas jeszcze kilkanaście lat korków, potem szybko zacznie się robić lepiej. Komu jak mnie korki przeszkadzają a jeździ sam, niech wsiada na skuter albo rower. Na razie ma to sens, przynajmniej jak jest ciepło.

A co do miast to zaczekajmy trochę z tą rewolucją, bo to nie rower będzie jej głównym aktorem.

Przyszłość nadejdzie szybciej niż nam się zdaje. I będzie to przyszłość dużo fajniejsza niż dzisiejsze infantylne utopie miejskich aktywistów.